Komentarze: 0
Wróciłam ze szkoły trochę później niż zwykle- sama nie wiem czemu. Po prostu tak wyszło :) Miałam dzisiaj małego pecha. Na w-f-ie jak jeszcze pana nie było wzięłyśmy sobie piłki do kosza i grałyśmy w jakąś głupią grę. Gdy ja rzuciłam, piłka odbiła się od tablicy i poleciała sobie. Oczywiście pobiegłam za nią, ale ona była bardzo dobrze napąpowana i odbiła się dość wysoko. Aby ją złapać musiałam troche podskoczyć. Zrobiła to także Aśka, która ze swojej grzeczności chciała mi ją podać. W powietrzu Aśka jakoś na mnie wleciała- nawet nie wiem jak- a ja spadając źle ułożyłam noge i jak spadłam noga mi się wykręciła. Zeszłam na chwile z boiska, aby rozmasować obolałą kostke. Szybko przestało boleć- na szczęście. Pod koniec lekcji pan podzielił nas na 3 drużyny i miałyśmy grać w kosza. 1 mecz wygrałyśmy :) Na początku drugiego Sabrina chciała podać mi piłkę więc ją rzuciła do góry ja podskoczyłam i już prawie ją miałam, ale... Natalia na mnie wleciała (chciała mi ją zabrać) i dostałam piłką po palcach. Zaczęłam piszczszeć jak oszalała (oczywiście z bólu, a kto mnie zna osobiście, wie że mam bardzo piskliwy głos i bardzo głośno piszcze). Zeszłam z boiska z poszłam schłodzić palec do łazienki. Nie mogłam go dotknąć a co dopiero nim ruszyć!!! Ledwo co się w szatni przebrałam. Na następnej lekcji poszłam do lekarza. Dał mi jakąś maść i tabletki przeciwbólowe. Jeżeli opuchlizna mi do jutra nie zejdzie, mam zgłosić się ponownie. Ciekawe jak ja będę spała, przecież ja nie moge go dotknąć, w ogóle mam ograniczenia co do sprzątania i różnych innych rzeczy :D Mój palec wygląda jak ogórek!! Jeszcze zaczyna robić się siny. Nio ale to nie koniec mojego pecha. Na 7 lekcji mieliśmy historie. Wczoraj mi się za bardzo nie chciało uczyć, więc nie zbyt umiałam. Jeszcze pani wymyśliła, że trzeba jej opowiedzieć temat, a nie jak to zawsze bywało odpowiadać na jej pytania. Siedzimy sobie no i zawołała jedną osobe do odpowiedzi- dostała banie (1). Ja sobie oglądam xiążke a ona mówi, że do odpowiedzi przyjdzie: Szyba....!!!!! Szczerze mówiąc nie ruszyło mnie to wcale (nie miała serca w gardle jak zawsze), wstałam i poszłam na środek. Stoje i nie wiem co ja mam jej powiedzieć... chciałam jej powiedzieć, żeby wstawiła mi banie, ale jakoś przeszło mi przez gardło pierwsze słowo, potem drugie, trzecie i... minęło 10 min. a ja odeszłam z zeszytem, w którym było napisane czerwonym długopisem: ,,10.09.2003r. odp: bdb"......